Room Escape (relacja z escape’ów 16)

Od pokojów zagadek się dosłownie roi. W ścisłym centrum Warszawy escape czai się za każdym rogiem. Istnieje nawet escape’owa ulica – Wilcza – przy której leżą aż trzy miejsca z pokojami ucieczki. Wybór jest szeroki, ale ponad morze konkurencji wyłania się niczym wierzchołek góry lodowej jedna firma: Room Escape. Zapraszam Was w sentymentalną podróż po jej pokojach. Sentymentalną między innymi dlatego, że to tutaj zaczęła się moja przygoda z escape’ami.

piwnica

Piwnica

To był pierwszy escape w moim życiu. A z tym jest jak z pierwszym pocałunkiem – nie zapomnisz tego! Uwielbiam ten pokój. Zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać w środku, jakiego typu zagadek, jak będzie wyglądać udzielanie wskazówek. Działaliśmy na ślepo, nie mieliśmy opracowanej współpracy, komunikacja totalnie leżała. Nie informowaliśmy się nawzajem o znalezieniu kluczyka czy rozkminieniu zagadki i trochę baliśmy się podejmować dziwne działania.

Co więcej, uważaliśmy, że każda, absolutnie każda rzecz ma znaczenie. Zrobiliśmy na środku pomieszczenia wielki stos znalezionych rzeczy, a gdy okazało się, że gra zajmuje jeszcze następne pomieszczenie (norma w lepszych escape roomach), przenieśliśmy wszystko z pokoju do pokoju! 😀 Tym samym zapisaliśmy się w historii Room Escape jako drużyna-tornado, po której przejściu zostaje pobojowisko. Co i rusz przeżywaliśmy chwile zaskoczeń, kiedy okazywało się, że zagadki wymagają nie tylko myślenia, ale też zmontowania czegoś lub wykonania czynności. Nie udało się wtedy uciec, bo… w całym tym galimatiasie przeoczyliśmy leżący niemal na widoku kluczyk.

Piwnica okazała się zupełnie inna niż w mglistych wcześniejszych wyobrażeniach. Dużo mniej straszna, za to z o wiele ciekawszymi zagadkami. Nabraliśmy dzięki niej apetytu na więcej, tym bardziej, że do ucieczki zabrakło bardzo niewiele i trzeba było się odkuć. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, Piwnica to wciąż fantastyczny pokój, idealny dla debiutantów. Obecnie wydaje się łatwy. Jego cechą charakterystyczną jest dużo zbędnych rzeczy. Począwszy od mnóstwa szpargałów, co do których trudno zorientować się, czy biorą udział w grze, na niewykorzystanych elementach architektury pokoju skończywszy. W suficie znajduje się bezproduktywna dziura. Przekonani, że nie znalazła się w takim miejscu bez przyczyny, wspięliśmy się na wyżyny sprytu i krzesła, a trochę ekwilibrystyki pozwoliło nam posłać w dziurę snop światła z lampy. Cały wysiłek poszedł na marne. Aż prosiłoby się umieścić tam kod albo ukryć przedmiot, który znienacka wypadnie. Albo Easter egg dla ciekawskich graczy, co też niektóre escape’y robią – na przykład napis „Nice try”.

piwniczka

Indiana

Przy budowie tego pokoju za inspirację posłużyły oczywiście filmy o poszukiwaczu przygód Indianie Jonesie. Mało kto zdaje sobie sprawę, że jego perypetie nie ograniczają się do czterech wiadomych filmów. Istnieje cała filmowa seria pokazująca Indy’ego za młodu, nim wyrósł na seksownego awanturnika, którego znamy z nieukończonej wciąż pentalogii. Nie odmówię sobie w tym miejscu zachęcenia Czytelników do zapoznania się z fantastycznym cyklem powieści o Jonesie autorstwa MacGregora, McCoya, Caidina i paru innych autorów. Nie są to wybitne dzieła, ale jeśli kogoś cieszy powieść przygodowa z elementami fantastyki (mniej i bardziej obecnymi, w zależności od pisarza), to nie sposób się od nich oderwać.

Po tej dygresji, przejdźmy do rzeczy. Wyobraźcie sobie teraz, że ja – osoba, która w swojej miłości do Indy’ego wyszła poza ramy popularnych filmów – dziewczyna uwielbiająca łamigłówki – trafiam do pokoju zagadek utkanych na kanwie motywów ze Świątyni Zagłady i Ostatniej Krucjaty. Przed grą oglądamy krótkie wprowadzenie cudnie nawiązujące estetyką do filmów Spielberga i Lucasa z podkładem muzycznym będącym słynnym motywem przewodnim serii! Wszystko to znakomicie nakręca na mistyczną przygodę czekającą nas za drzwiami.

Czekające na podróżników w środku zagadki nawiązują do filmu bardziej, niż się spodziewałam. W pewnym momencie osoby, które znają na pamięć Ostatnią Krucjatę będą miały nawet lekką przewagę. Indiana była pierwszym pokojem, w którym nasza drużyna naprawdę współpracowała. Każde z nas coś zauważyło, coś rozwiązało i świetnie się uzupełnialiśmy. Od szybkiego wyjścia powstrzymała nas jedna wyjątkowo złośliwa kłódka, na której pokonanie zużyliśmy prawie połowę czasu. Co tu dużo mówić, to jeden z moich najukochańszych escape’ów! 😀

Room Escape - Indiana

Laboratorium

Opisano nam Laboratorium jako bardzo trudny escape dedykowany umysłom ścisłym. Mieliśmy tutaj znaleźć dużo zagadek naukowych. Wychodzi na to, że moje rozumienie ścisłowca rozmija się z pojęciem obsługi Room Escape. Ścisłość tego pokoju zasadza się na umiejętności dodawania liczb (sic!) i na zaprzęgnięciu do gry nieco fizyki. Przyznaję, że przekłada się to na widowiskowe efekty specjalne, ale jako ścisłowiec nastawiłam się na inne – bardziej związane z naukami ścisłymi i przyrodniczymi – łamigłówki.

Zagadki są bardzo wymieszane. W Laboratorium poddamy próbie naszą logikę, spostrzegawczość, pracę zespołową, komunikację drużyny i zręczność. Nie będziecie się tutaj na pewno nudzić, bo co krok czeka coś nowego. Bilans pomiędzy zagadkami śmiesznymi a poważnymi, między myśleniem a manipulowaniem przedmiotami jest idealny i pod tym względem pokój wart jest każdej pochwały.

Niestety trudno się wczuć w klimat, który został moim zdaniem zaniedbany. Jedna zagadka, chociaż sama w sobie strasznie fajna, była wyjęta kompletnie z innej bajki. Wystrój wnętrza mnie trochę rozczarował – po laboratorium spodziewałam się dużej ilości probówek, mrugających światełek, metalowych futurystycznych elementów, ruchomych maszyn, może jakichś zatopionych w formalinie eksponatów. Jest inaczej – mało laboratoryjnie. Jeśli myślisz, że znajdziesz tu zagadki chemiczne czy biologiczne, to jesteś w błędzie. Ich brak obsługa tłumaczy to troską o bezpieczeństwo uczestników, ale u konkurencji widywałam już przeróżne bardziej niebezpieczne rzeczy: na przykład drzazgi, odłamki szkła i zardzewiałą piłę w ciemnym pokoju. Nie sądzę, aby jakiś drobny eksperyment mógł komukolwiek zaszkodzić, pokój tylko by zyskał, gdyby pozwolono uczestnikom przeprowadzić jakieś proste doświadczenie. Nie musi to być od razu krojenie martwych żab, w wersji minimum proponuję sympatyczny atrament.

Room Escape - Laboratorium

Muzeum

Sala muzealna z pięknymi eksponatami wygląda niesamowicie realistycznie. Przyjemnie się tu znaleźć i obejrzeć reprodukcje słynnych obrazów. Motyw przewodni znajduje wyraźne odbicie nie tylko w wystroju, ale przede wszystkim w łamigłówkach. Muzeum to chyba najłatwiejszy escape, w którym byłam. Zagadki tworzą spójną logiczną całość i generalnie idzie się tutaj jak po nitce do kłębka. Wszystko działa, a kilka rzeczy może zaskoczyć, zaś realistyczny wystrój pozostanie na długo w pamięci. Zabawa jest pierwszorzędna, wyszliśmy z szerokimi bananami na ustach. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że pokonaliśmy ten pokój zaledwie w 29 minut!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Wehikuł Czasu

Wehikuł Czasu cechuje innowacyjna forma. Tytułowy Wehikuł to pomieszczenie, z którego wiodą drzwi w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Gdy otwieramy jedne z nich, pozostałe się zamykają. Ucieczka wymaga sprawnej komunikacji pomiędzy graczami w różnych miejscach czasoprzestrzeni, a ta odbywa się poprzez krótkofalówki. Wehikuł Czasu to pierwszy pokój Room Escape, w którym coś się zepsuło podczas naszej gry: brakowało niestety ścieżki dźwiękowej podczas wprowadzającego filmiku, co odebrało mu patos. Wehikuł Czasu jest przeznaczony dla grup, które dobrze się komunikują, zwłaszcza tych, którym przejadła się oklepana forma escape roomów. Myślę jednak, że pokój o tak ciekawej tematyce, jaką niewątpliwie są podróże w czasie miał znacznie większy potencjał. Czegoś mi tutaj brakowało. Może jakiegoś motywu spajającego oderwane od siebie miejsca w czasoprzestrzeni. Może lepiej zarysowanej opowieści: nie było praktycznie w żaden sposób wyjaśnione, co my tu właściwie robimy, jaki jest nasz fabularny cel. Należałoby też udoskonalić wygląd samego wehikułu czasu, który w porównaniu z pokojami przeszłości i przyszłości prezentuje się zupełnie nijako.

Egipt
Tak wygląda przeszłość.

Firma Room Escape istnieje na rynku od 2013 roku, ale początkowo nie miała własnej siedziby. Organizowała gry mobilne w formule real life escape dla firm. Pierwszy lokal uruchomiła w czerwcu 2014 w Warszawie, co – o ile mi wiadomo – czyni ją pierwszym tego typu miejscem w stolicy. Oferowane escape’y zawsze mi się podobały, jedne bardziej, inne mniej, każdy z nich reprezentuje bardzo przyzwoity poziom.

Room Escape cieszy się zasłużonym powodzeniem, o czym świadczy duży przepływ graczy. Praktycznie zawsze wpadniemy tam na jakąś inną grupę, czy to czekającą na zabawę, czy właśnie opuszczającą pokój. Zdaje się, że firma postawiła na relaks. Każda wizyta w Room Escape była niesamowicie odprężającym doświadczeniem, sprawiającym dużo frajdy, po którym zawsze ma się ochotę na więcej. Na tle konkurencji pokoje Room Escape cechuje większa ilość śmiesznych i relaksacyjnych zagadek oraz niski poziom trudności.

Czekając na swoją kolej, gracze mogą posiedzieć w poczekalni. O ile na Inżynierskiej jeszcze jest trochę goło (nie licząc wielkiego pająka wiszącego na ścianie, pod którym można cyknąć sobie fotkę), o tyle na Śniadeckich jest przytulnie. Przed grą czeka odprawa w postaci krótkiego filmiku wprowadzającego w klimat; czasem kryją się w nim pierwsze wskazówki. Po wyjściu pracownicy proponują pamiątkowe zdjęcie z rekwizytami z gry. Ostatnio fotki są obrabiane, dzięki czemu lepiej oddają ducha odwiedzonego pokoju. W ostatecznej wersji możecie znaleźć obok siebie kosmitę czy rycerza. Zdjęcia drużyn są wrzucane na fanpage’a na Facebooku i katalogowane wedle miesięcy i placówki, więc nawet po kilku latach można się na nich odnaleźć (o ile pamiętamy mniej więcej, kiedy miała miejsce nasza gra).

Przydatne informacje w pigułce

Co?  Pięć pokojów zagadek w Room Escape.

Gdzie?

WARSZAWA, dwie placówki:

  • ul. Śniadeckich 1/15, przy metrze Politechnika (pokoje: Piwnica, Indiana, Laboratorium)
  • ul. Inżynierska 1, przy metrze Dworzec Wileński (pokoje: Muzeum, Wehikuł Czasu)

Za ile? 150 zł lub 180 zł (zależnie od godziny i dnia tygodnia). Room Escape raz w miesiącu urządza na swoim fanpage’u konkurs, w którym można wygrać voucher lub zniżkę. Wygrana nie jest taka trudna, bo nie tak dużo osób bierze udział.

Dla kogo? 2-5 osób. Do Room Escape zawsze chodziliśmy we czwórkę i uważam, że to optymalna liczba.

Czas trwania gry: 60 minut

Rezerwacja: Rezerwacji dokonuje się poprzez stronę internetową Room Escape lub LockMe.

Linki:

Room Escape

Fanpage na Facebooku

Opinie o Room Escape na LockMe

Opinie o Room Escape na TripAdvisor

 

5 myśli na temat “Room Escape (relacja z escape’ów 16)

  1. Ekstra zabawa gwarantowana – byłam już w piwnicy i rycerskim. Świetny klimat i emocje. Zbieram siły z grupą na kolejne roomowe wycieczki 🙂

    Polubienie

  2. Na Inżynierskiej również są 3 pokoje, chociaż może Rycerski był jeszcze w budowie, jak Pani była…? A tak informacyjnie, to w tym tygodniu otwiera się nowy lokal na ul. Marszałkowskiej 140 z zupełnie innowacyjnymi zagadkami i z pokojami bez żadnych kłódek (Olimp, Muszkieterowie i Interactive) 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz